Pełnia lata w centrum miasta skąpanego w słońcu i spalinach, a nigdzie w zasięgu wzroku nie ma ani jednego drzewa, w którego cieniu można by się schronić. Wszędzie wokół tylko beton, beton, beton… Wizja rodem z koszmarnego snu? Niestety, to współczesna rzeczywistość.

Betonoza to zjawisko znane niemal każdemu, mimo że samo pojęcie funkcjonuje w polskim języku od zaledwie kilku lat. Termin, wymyślony przez Jakuba Madrjasa i rozpowszechniony w mediach społecznościowych przez Jana Mencwela, oznacza nadmierne, nieprzemyślane używanie betonu w przestrzeni publicznej, często powiązane z wycinaniem drzew i zmniejszaniem zacienionej powierzchni. Ta definicja doskonale oddaje rzeczywistość wielu współczesnych polskich miast. Tam, gdzie niegdyś nad głowami przechodniów rozciągał się okap drzew, dziś bezlitośnie praży słońce rozgrzewające beton do piekielnych temperatur, a tuż obok asfaltową rzeką płynie sznur samochodów. Zamiast śpiewu ptaków i szumu wiatru w koronach drzew słychać warkot silników i wycie klaksonów. Miejsce parków i zielonych skwerów wyściełanych trawiastym kobiercem zajął szary betonowy bruk pokrywający place i parkingi. Próżno szukać dostojnej wierzby płaczącej, która mogłaby uronić łzę nad tą katastrofą. Bo niewątpliwie katastrofą można nazwać efekty błędnego wyobrażenia nowoczesności, od dekad wprowadzanego w życie przez polityków, urzędników i deweloperów.

Rośliny na dalszym planie

Rewitalizacja miast poprzez zastępowanie zieleni betonem ma z nowoczesnością tyle samo wspólnego, co dymiące kominy fabryk z epoki rozwoju przemysłu. W dobie ocieplenia klimatu i skażenia środowiska takie podejście należy uznać za ewidentny przejaw zacofania. Dziś boleśnie uświadamiamy obie, że drzewa w miastach to nie tylko dekoracja. Estetyczne, społeczne, zdrowotne, a przede wszystkim ekologiczne znaczenie zieleni miejskiej nie budzi żadnych wątpliwości. Rośliny produkują tlen, a pochłaniają dwutlenek węgla, pyły i toksyczne gazy, ponadto nawilżają atmosferę i obniżają temperaturę w najbliższym otoczeniu nawet o kilka stopni. Pod tym względem stare, duże drzewa okazują się znacznie wydajniejsze w porównaniu z trawnikami i kwietnymi klombami, nawet pomijając korzyści płynące z rzucanego przez nie cienia. Stuletni buk jest w stanie wyprodukować podobną ilość tlenu i wilgoci oraz pochłania tyle samo zanieczyszczeń co 1000 sadzonek o obwodzie 10-12 cm. Tym samym funkcjonujące w polskim prawie nakazy wykonywania nasadzeń zastępczych w zamian z wycięte drzewa nie są w stanie zadośćuczynić poniesionych strat. Latem różnica temperatur między zalanym betonem centrum miasta a zadrzewionymi terenami zieleni na peryferiach może sięgać 15oC. To zjawisko nazywane jest miejską wyspą ciepła. Beton, asfalt, cegła i kamień pochłaniają więcej promieni słonecznych, niż odbijają, następnie oddają tę energię w postaci ciepła. Sytuację pogarszają miejski smog i wszechobecne spaliny.

Przyczyna podtopień
Wśród coraz gęstszej i wyższej zabudowy poprzecinanej pustyniami parkingów trudno dostrzec choćby skrawek zieleni. Polskie miasta zalane betonem zaczynają tonąć również w sensie dosłownym. Beton i asfalt jako nawierzchnie nieprzepuszczalne nie wchłaniają wody, która po deszczu, zamiast wsiąkać w glebę, spływa do kanalizacji. Po większych ulewach w miastach dochodzi do lokalnych podtopień, gdyż kanalizacja nie nadąża z przyjmowaniem wody opadowej. Dawniej woda mogła swobodnie wsiąkać w trawniki, więc podobny problem nie istniał.
Po ulewach w betonowych miastach woda nie może swobodnie wsiąkać w glebę, więc dochodzi do licznych podtopień.
Martwe płuca Polski

Mimo ewidentnych korzyści płynących z obecności zieleni drzewa w miastach nadal „idą pod nóż”, a trawiaste skwery i kwitnące klomby są zalewane betonem i asfaltem. Do największych zniszczeń doszło w pierwszym półroczu 2017 roku, czyli w okresie funkcjonowania nowelizacji ustawy o ochronie przyrody, zwalniającej osoby fizyczne z uzyskania zezwolenia na usunięcie drzew i krzewów na cele niezwiązane z prowadzeniem działalności gospodarczej. Efektem była masowa, niekontrolowana wycinka drzew – szacuje się, że w ciągu zaledwie 6 miesięcy wycięto tyle drzew ile przez całą poprzednią dekadę. W latach 2017-2020 z centrum Krakowa zniknęło ponad 6% drzew. Rynki Skierniewic i Rzepina, dawniej zielone, dziś są w całości pokryte brukiem. We Włocławku, Bydgoszczy i Krzeszowicach miejsce rozległych trawników zajęły betonowe płyty. Te i inne przykłady polskich miast zalanych falą betonu można znaleźć w książce „Betonoza. Jak się niszczy polskie miasta” autorstwa wspomnianego Jana Mencwela, a także w licznych postach na Twitterze oznaczonych hasztagiem #betonoza. Właśnie od takiego tweetu opublikowanego przez Mencwela słowo „betonoza” zrobiło medialną karierę i zaszczepiło w powszechnej świadomości powagę sytuacji.

Po pierwsze, nie szkodzić

Paradoksalnie, urzędnicy często usprawiedliwiają powszechną wycinkę troską o nasze bezpieczeństwo. Tymczasem pogląd, iż drzewa rosnące blisko jezdni są przyczynami wypadków drogowych, jest bezzasadny. Według wyników badań naukowych za zdecydowaną większość kolizji odpowiedzialne są: nadmierna prędkość jazdy, kierowanie pod wpływem środków odurzających, niedostateczne umiejętności kierujących, niedostosowanie stylu jazdy do warunków panujących na drodze oraz zły stan techniczny pojazdów. Argument o wycince chorych drzew jest często nadużywany, podobnie jak uzasadnianie wycinki szkodliwością alergennych pyłków drzew, ryzykiem powodowanym przez łamiące się gałęzie spadające na pojazdy i głowy przechodniów.

Ścisłe centrum Poznania jest całkowicie pozbawione drzew.
Liczy się Twój głos!

Czy my sami możemy przeciwdziałać betonozie? Decyzje dotyczące zagospodarowania terenów publicznych należą do urzędników, ale każdy z nas może na nie w choćby niewielkim stopniu wpłynąć poprzez głosowanie na „roślinne” projekty w budżetach obywatelskich, udział w kampaniach propagujących zieleń i akcjach aktywistów. Pozytywne efekty takich działań widać m.in. w Kłobucku, gdzie zakładane są tzw. parki kieszonkowe, czyli niewielkie tereny zieleni pośród zabudowań miejskich. Walkę z betonozą warto rozpocząć od własnego podwózka: planując urządzenie ogrodu, starajmy się zredukować do minimum liczbę utwardzonych nawierzchni, a najlepiej w całości zastąpić je chłonącym wodę trawnikiem, ekokratką czy nawet żwirem. Sadźmy drzewa i pozwólmy rosnąć tym już istniejącym. Skorzystamy na tym nie tylko my sami, ale także przyszłe pokolenia.

Poprzedni
Następny
gdzie

jesteś?